Wydarzenia „potopu” szwedzkiego z lat 1655-60 często rozumiane są jako okupacja całego obszaru Rzeczypospolitej przez najeźdźcę – podobna do tej, która stała się udziałem Polski w czasach II wojny światowej. Tymczasem to, co wówczas się wydarzyło, najtrafniej określić można przez porównanie do gry w szachy.
Większość głównych miast rzeczywiście została opanowana przez Szwedów oraz ich sojuszników, ale w terenie występował ciągły ruch wojsk sprawiający, że dany obszar wiele razy przechodził to w ręce szwedzko-brandenburskie, to w polskie.
Wielkopolska, region położony w bezpośrednim sąsiedztwie opanowanego przez Szwedów Pomorza Zachodniego, jako pierwsza narażona była na uderzenie najeźdźcy.
Latem 1655 r. na Polskę ruszyły trzy zgrupowania szwedzkie: dwa z Pomorza i jedno z Inflant. W lipcu w okolicach Ujścia stanęły wojska marszałka Arvida Wittenberga. Mimo korzystnych warunków do obrony, 25 VII 1655 r. zebrane tam polskie pospolite ruszenie dowodzone przez wojewodę poznańskiego Krzysztofa Opalińskiego niemal bez walki skapitulowało.
Decyzja ta zadecydowała o katastrofie całego planu obrony kraju. Już 31 lipca Szwedzi wkroczyli do Poznania. 8 września zaś do Warszawy. W Kiejdanach skapitulował bez stawiania oporu hetman wielki litewski Janusz Radziwiłł.
Okupanci na zajętych obszarach poczynali sobie bez sentymentów i rozpoczęli bezwzględny rabunek. Szybko też swym postępowaniem doprowadzili do powstania oddziałów partyzanckich, które początkowo na własną rękę podjęły walkę ze Szwedami.
Przyjmuje się dziś, że pierwszym organizatorem większego oddziału partyzanckiego w Wielkopolsce był wojewoda podlaski Piotr Opaliński: wkrótce zasłynął też starosta babimojski Krzysztof Żegocki. Z działalnością tego zagończyka związany jest interesujący epizod z dziejów Wielkopolski owego czasu, dotyczący zdobycia Kościana.
Oddział Żegockiego jesienią 1655 r. składał się z 80-100 ludzi, w dużej części uzbrojonych przypadkowo – w kosy oprawione na sztorc, topory, pałki i widły. Dowódca postanowił zająć jakieś większe miasto, by zdobyć zaopatrzenie, a przy okazji zyskać sławę, która pozwoliłaby powiększyć szeregi. Wybór padł na Kościan – miasto będące „stolicą” starosty kościańskiego Piotra Żegockiego, brata partyzanckiego dowódcy. Stacjonował tam wówczas landgraf heski Fryderyk, szwagier króla szwedzkiego Karola Gustawa, z oddziałem liczącym 200-400 żołnierzy.
Atak nastąpił 4 X 1655 r. Szwedzki dowódca załogi miasta był świadomy zagrożenia, jednak w tym dniu przebywał na polowaniu, a przy okazji dowodził eskortą wozów z łupami. Chłopi, zaangażowani przez Szwedów przy zwożeniu drewna potrzebnego do budowy umocnień, celowo zatarasowali bramę i most zwodzony, co umożliwiło ukrytym żołnierzom Żegockiego wtargnięcie do miasta i dokonanie szybkiego pogromu załogi Kościana.
Sami mieszczanie wydali ukrywających się i stacjonujących u nich na kwaterach żołnierzy szwedzkich; wiele wskazuje na to, że zostali oni wszyscy pozbawieni życia. Powracającego z polowania landgrafa wpuszczono do miasta, ale natychmiast doszło do walki, w której Fryderyk zginął. W ręce Żegockiego dostało się 40 wozów wypełnionych zagrabionym przez Szwedów dobytkiem, wyposażenie i uzbrojenie załogi miasta oraz ponad 70 tys. złp z kasy zamkowej.