Miasto w powiecie gostyńskim, położone ok. 12 km na południe od Gostynia.
Dawno temu niedaleko Krobi mieszkał pustelnik. Żył samotnie na odludziu, całe dnie spędzał na pracy i modlitwie. Niedaleko jego chatki rosła duża, stara grusza. Jej owoce starczały mu za całe pożywienie - latem świeże, a zimą suszone. Pewnego razu ktoś zakradł się nocą pod gruszę i strząsnął z drzewa wiele owoców. Zmartwił się pustelnik srodze, bo to oznaczało dla niego głód w czasie zimy. Cóż, tak pustelnicza dola.
Minęło trochę czasu, a do pustelni zawitał ubogi wędrowiec. Gospodarz szczerym sercem przywitał gościa i podzielił się tym co sam miał w izbie. Nazajutrz tajemniczy przybysz na odchodnym odezwał się tymi słowy:
- Dobry pustelniku, mimo swego niedostatku ugościłeś mnie szczerym sercem, jak mogłeś najlepiej. Powiedz jakie masz życzenie, a spełni ci się co do joty.
Pustelnik chwilę się zastanowił, a potem odparł:
- Mam jedno zmartwienie. Tuż obok mojej chaty rośnie grusza-żywicielka. Chciałbym mieć moc, aby każdy kto bez mojego pozwolenia na nią wlezie, nie mógł z niej zejść.
Tajemniczy gość uśmiechnął się i przekazał pustelnikowi tajemnicze zaklęcie.
Kiedy następnej nocy pustelnik usłyszał, że ktoś się ponownie zakradł pod jego gruszę, wyszeptał zaklęcie i poszedł spać. Kiedy rankiem wstał, na gruszy siedzieli przerażeni chłopcy z pobliskiej Krobi, którym tajemnicza siła nie pozwalała zejść na dół. Dopiero kiedy złożyli obietnicę, że nigdy więcej nie wyciągną ręki po cudzą własność, pustelnik odczarował drzewo. Od tej pory nikt już nie kradł owoców z zaczarowanej gruszy.
Po jakimś czasie do pustelni zawitała śmierć z kosą. Przestraszył się pustelnik, ale nie stracił rezonu i odezwał się do kostuchy tymi słowy:
- Słuchaj kostusiu, wiem, że już czas na mnie, stary jestem, ale mam do ciebie jeszcze jedną prośbę. Zjadłbym przed śmiercią jeszcze jeden owoc z mojej gruszy. Rośnie ich tam jeszcze kilka na samym wierzchołku, ale moje stare kości nie pozwalają mi ich sięgnąć. Zerwij je proszę dla mnie, a potem będę już twój.
Kostucha zdziwiła się prośbie, ale ostatecznie pomyślała, że ta mała zwłoka nie zrobi jej dużej różnicy, a i sama miała ochotę na świeżą gruszkę. Wdrapała się więc na drzewo, a w tym czasie sprytny pustelnik szybko wyszeptał zaklęcie, które uwięziło śmierć na drzewie. Na nic się zdały jej prośby i groźby, pustelnik był nieugięty.
Mijały lata. Pustelnik żył sobie zdrowo, w okolicy nikt nie chorował, ani nie umierał, a kostucha cały czas siedziała na drzewie. W końcu jednak starość tak bardzo zaczęła doskwierać pustelnikowi, że zapragnął pożegnać się z tym światem. Odczarował więc gruszę, licząc na rychłą śmierć. Obrażona kostucha zlazła z drzewa, zabrała swoją kosę i poszła w siną dal pozostawiając pustelnika przy życiu. Wyruszył więc z trudem w drogę szukać kostuchy i nikt go już więcej w Krobi nie zobaczył.