Dawno temu kiedy Poznań był jeszcze całkiem młodym miastem, młody książę Przemysł II zaczął szukać żony. Miał ambitne plany zjednoczenia rozbitych ziem polskich, chciał zostać królem i do szczęścia brakowało mu tylko żony i syna, który przejąłby po nim dziedzictwo. Idealną kandydatkę na żonę – piękną Ludgardę, znalazł na dworze księcia szczecińskiego Barnima.
Młodzi przypadli sobie do gustu i wkrótce odbył się skromny ślub w kaplicy zamkowej. Właściwe uroczystości weselne miały się odbyć za kilka miesięcy w Poznaniu.
Kiedy przybyła Ludgarda do Poznania witano ją nad wyraz serdecznie. Ze wszystkich stron słychać było wiwaty na cześć książęcej pary, zewsząd płynęły życzenia długiego życia, szczęścia i licznego potomstwa.
Trzy dni świętowano w mieście książęce zaślubiny, a na zakończenie odbył się turniej rycerski na dziedzińcu zamkowym. Wzięło w nim udział wielu znakomitych rycerzy, którzy zjechali na wesele z całej Polski. W szranki stanął również młody małżonek – książę Przemysł. Nagrodę zwycięzcy miała wręczyć księżna Ludgarda, a nagroda była nie byle jaka. Specjalnie na tą okazję poznańscy złotnicy wykonali misternie rzeźbiony ze złota i drogich kamieni wieniec laurowy, a książę Pan dołożył jeszcze od siebie miecz rycerski.
Goście zajęli honorowe miejsca i turniej się rozpoczął.
Wśród okrzyków widzów, powoli wykruszali się poszczególni rycerze, aż na placu boju pozostało ich dwóch. Jeden w jasnej, bogato zdobionej zbroi, o którym mówiono, że to sam książę Przemysł i drugi tajemniczy rycerz w czarnej zbroi, którego nikt z gości nie znał.
Ruszyli więc do ostatniej, decydującej walki. Długo szala zwycięstwa nie mogła przechylić się na żadną stronę, widać było, że stanęli naprzeciw siebie równej rangi mistrzowie. W końcu jednak zmęczenie zaczęło dawać się we znaki i tajemniczy wojownik w czarnej zbroi zadał przeciwnikowi decydujący cios. Nie był on śmiertelny, ale na tyle mocny, że książę wypadł z siodła. Turniej miał swojego zwycięzcę!
Kiedy nadszedł moment wręczenia nagród, zwycięzca zdjął hełm i oczom zdumionych widzów ukazał się znany ze swojej skromności i szlachetności młody Dobiesław z możnego wielkopolskiego rodu Zarębów.
- Strzeż Dobiesławie cnoty rycerskiej, i walcz w obronie uciśnionych, tak dzielnie, jak walczyłeś w tym turnieju – z tymi słowy wręczyła Ludgarda zwycięski laur.
Na te słowa, przyklękając na jedno kolano odpowiedział Dobiesław:
- Pozwól o Pani, że przyjmując z rąk Twoich ten miecz i laur zwycięstwa złożę Ci przysięgę wierności. Będę odtąd Twoim paziem, a mieczem, który mi wręczyłaś będę walczył w Twej obronie, jeśli tylko zagrozi Ci niebezpieczeństwo.
Pogratulował również zwycięzcy książę Przemysł,. Ale życzenia te nie zabrzmiały szczerze i od tego czasu odsunął Dobiesława od dworu.
Mijały lata, życie na dworze toczyło się swoim torem, a księżna Ludgarda chodziła coraz bardziej smutna, coraz rzadziej na jej twarzy gościł uśmiech. A i książęce oblicze często było zafrasowane, znać było że coś trapi książęcą parę. Nic dziwnego, kołyska przeznaczona dla książęcego potomka ciągle była pusta.
W końcu ulegając złym podszeptom, książę otoczył swoją żonę wrogimi dwórkami, które śledziły każdy jej krok, a jej komnaty zamieniły się niemal w więzienie.
Pewnej zimy, kiedy los Ludgardy był już prawie nie do zniesienia pojawił się na zamku w mieszczańskim przebraniu rycerz Dobko. Przypadł do nóg swojej pani i rzekł:
- Pani moja, przybyłem aby Cię ostrzec. Coraz głośniej słychać, że książę czyha na Twoje życie. Jedź Pani ze mną, uchodź z zamku!
- Z zamku ujść nie mogę, ale weź szlachetny Dobku mój pierścień i zawieź go do mojego dziada do Szczecina. Niech on mi ruszy z pomocą. .
Pojechał więc Dobiesław na Pomorze, ale nie zdążył wrócić z odsieczą, bo z rozkazu księcia uduszono Ludgardę w jej komnatach. A działo się to w 1283 r.
Książe poniósł srogą karę za swoją zbrodnię. W 1295 r. koronował się na króla Polski, dziedzica się nie doczekał, a kilka miesięcy później nieopodal Rogoźna na orszak królewski zapadli Brandenburczycy, którzy wymordowali śpiących po nocnej biesiadzie rycerzy. Powiadali, że z samym księciem walczył i go pokonał tajemniczy rycerz w czarnej zbroi, ale nikt już nie dojdzie czy faktycznie była to zemsta Dobka Zaręby za jego ukochaną Ludgardę.
Faktem jest natomiast, że od czasu jej tragicznej śmierci, na murach zamkowych można było w księżycowe noce zobaczyć kobiecą postać sunącą w powłóczystych szatach.